piątek, 19 sierpnia 2016

Ochotnego dawcę Bóg miłuje

To tak gdy szukałem potwierdzenia myśli – znalazłem, w drugim liście do Koryntian 9.6-15.
Chciałbym przede wszystkim i ja skromnie ale gorąco z serca podziękować tym wszystkim z Was, którzy na apel serca odpowiedzieli, wspierając wszelkimi różnymi dobrami rodzinę Państwa Tomasików.  Utwierdziło mnie to jeszcze bardziej, że Zbór działa jak Rodzina, jeśli trzeba „spina się” i pomaga sąsiadom - bez względu kim są. 

Tak stało się i teraz, a pewnie przecież nie wiem o wszystkich pomocnych działaniach, ruchach na hasła apelu i innych sprawach wynikających z Waszej  bezinteresowności. 

Tym bardziej chylę czoła i z pokorą dziękuję za szczodrą odpowiedź na ten apel.
Gdy wczoraj usłyszałem i zobaczyłem w mediach lokalnych jak już teraz wiele podmiotów pomaga... no i gdy w tej rzeszy zabrakło nazwy prowadzonych przeze mnie blogów, jakaś smuga cienia przebiegła przez tył mojej głowy.


Szybko zreflektowałem, uderzywszy w piersi domyśliłem, że to moja pycha zerwała się z łańcucha pokory. 

To dobrze, że udało się uruchomić tak szeroki wachlarz ludzi dobrej woli, to dobrze, że rodzinie Tomasików, chociaż może przez moment, odjęte będą ciężary, które tak mozolnie noszą każdego dnia. 
Ale nie moja to zasługa. Tylko Bożego działania a o tym właśnie owa „smuga cienia” chciała pozwolić mi zapomnieć. 

Łapię się na tym. Chciałbym mieć przypinane ordery, poskakać w tłumie z podniesionym paluszkiem „to ja, to ja, to moja zasługa!!!”, patrzcie na mnie i chwalcie! Myślę, że niejedno z nas ma takie myśli i nie jestem chyba odosobniony.  

Ale wszystko w porządku gdy to Bóg pozwala mi dostrzec we mnie i skorygować, zganić i dać sobie po łapach pychy. Gorzej jak "diabeł ogonem przykryje" i zaczynam głupieć w oczekiwaniu na gratulacje, uznania i co tam tylko.

Znalazłem taki fragment, i zmusił mnie on do refleksji;   „Naszymi ustami wypowiadamy piękne i dobre modlitwy, nie będąc tak naprawdę poruszeni sprawami, za które tak usilnie prosimy? I czy nie przeoczamy przy tym często, że ich wysłuchanie zależy częstokroć w dużej mierze od naszej własnej odpowiedzialności i aktywności?
W ewangeliach czytamy wielokrotnie, jak Jezus Chrystus zmuszony był skarcić obłudnych faryzeuszy. Pod płaszczykiem ich pięknych, długich modlitw, pobożnej postawy, ukrywały się egoistyczne pobudki pozyskania uznania w oczach innych oraz ich własne interesy. Czy i my nie postępujemy podobnie? Wielu ludzi żyje w rozdwojeniu duchowym, gdzie życie codzienne, a zwłaszcza to co robimy i o co zabiegamy, trudno nazwać kroczeniem za Jezusem. Mamy wiele priorytetów, tak wiele rzeczy jest ważnych, choć dalekie są one od tego co najważniejsze. Przy tym wszystkim, pragniemy uchodzić za dobrych chrześcijan przed innymi ludźmi”

Przed ludźmi … taaak. Bo przed Panem Bogiem nie schowam niczego. Owszem mogę, jak w głupim dowcipie, czekać na noc, gdy Pan Bóg prawdopodobnie śpi i jest mniejsza szansa, że przyuważy. Ale to tak jest, gdy Boga mierzymy naszą ludzką miarką,  przykrótką, przygłupią i nieadekwatną jak się okazuje. 

Więc skorygowawszy swoje intencje i w miarę wyczyściwszy z egoistycznych pysznych pobudek, raz jeszcze wszystkim Braciom i Siostrom ze Zboru  serdecznie dziękuję, że czytaliście, że pomogliście, że Jesteście!


Mikrob
Malbork 19 sierpnia 2016` 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz