Świadectwo

Gedeonitka w szufladzie biurka


Przyszłam na świat w rodzinie w której nie wierzy się w nic oprócz własnych możliwości. Nigdy nie byłam związana z żadnym kościołem. Jako mała dziewczynka uczęszczałam na msze święte, ale około 10 go roku życia zaprzestałam tego. Pamiętam jednak , że wielką radość sprawiały mi moje "wieczorne rozmowy z Bogiem", kiedy opowiadałam Mu wszystko. W momencie wejścia w wiek dojrzewania porzuciłam je na rzecz horrorów, ciężkiej muzyki / głównie punk i inne. Moje życie toczyło się od weekendu do weekendu . 

Mając 15 lat już tkwiłam w porażającej pustce. Fascynowała mnie śmierć, tylko w niej widziałam wolność i osłodę. Mniej więcej w tym wieku zaczęłam odrzucać jedzenie mięsa. 2 lata później stałam się zagorzałą wegetarianką. Całe swoje życie przeżyłam w wielkim smutku. Pogłębiały go także zwykłe ludzkie problemy kłopoty rodzinne, kłopoty w szkole, nowe nie udane  związki. Stałam się  bardzo wyizolowaną zatwardziałą i hardą osobą. Wiedziałam, że mam być niezależna, zawsze i wszędzie liczyć tylko na siebie. Uważałam, że  mężczyzn trzeba traktować bez zwykłego zaangażowania, nie wychodzić za mąż i pod żadnym pozorem nie mieć dzieci ! . 3 lata temu popadłam w skrajny  pracoholizm. Pracą, nauką, imprezami próbowałam zagłuszyć i zapełnić wszystkie moje duchowe potrzeby. 

W tym czasie w szkole poznałam Agnieszkę, która szczególnie mnie sobie upodobała i przez 2,5 roku opowiadała mi o Bogu. Byłam na to głucha. Obrany przeze mnie tryb życia tylko potęgował we mnie  agresję, niechęć do wszystkiego i wszystkich, nienawiść zwłaszcza do rodziny. Pretensje, zazdrość o to że życie innym tak się układa, że mają  wszystko. Pojawiły się kłopoty z jedzeniem/ w skrajnych momentach ważyłam 47 kilogramów w czasie snu miałam potworne realne koszmary, które nie  pozwalały przespać całej nocy, /. Nasilała się depresja, myśli samobójcze. Wszystko to spotęgowało się do niewyobrażalnych rozmiarów po 8 marca 2007 r. Po raz pierwszy poczułam, że moje życie jest tak puste, że właściwie nie ma po co żyć. Niczym nie dało się zapełnić pustki.

Agnieszka powiedziała  mi wówczas, to co zawsze "Przyjdź do Jezusa, On cię napełni". Pomyślałam, że raczej psychiatra mógłby mi pomóc. Ale w ciągu miesiąca zaszło wiele  zmian. Zaczęłam czytać Nowy Testament, który znalazłam w szufladzie biurka w miejscu pracy taki „mały niebieski”. Porażały mnie treści w nim zawarte. Wychodziło na to, że łamię dosłownie wszystko, co właściwe i nie mogłam ukryć się przed prawdą. Poczułam niezmierną chęć wyprowadzenia się od mężczyzny z którym żyłam w nieformalnym związku. Całkowicie zmieniłam zdanie na temat ślubu, rodziny. Olśniło mnie, że żyję w kłamstwie, że konkubinat jest prowizorką, a nie prawdziwą głęboką więzią. Uzmysłowiłam sobie jest odbiciem relacji ludzi z Bogiem. Ten osąd zdziwił mnie samą. 

Krótko po tym, zapragnęłam wrócić do Boga. To pragnienie pojawiło się nagle, tak jakbym odkryła, czego mi brak. Zaczęłam szukać, całymi dniami czytałam w Internecie świadectwa nawróceń, usiłowałam chodzić do Kościoła rzymsko-katolickiego, bo wtedy wierzyłam, że tam Bóg mnie dotknie. Cały czas, zwłaszcza w nocy, towarzyszył mi ogromny lęk przed tym, gdzie znajdę się po śmierci, jak stanę przed Bogiem. Krytycznej nocy lęk był tak  wielki, że poczułam jak tracę rozum. Wiedziałam, że muszę zawołać, prosić o pomoc, bo inaczej zostanę w tym stanie. I wiedziałam w głębi duszy, jakie imię mam wymówić. Tej nocy Jezus dał mi wielkie ukojenie. Nie wiedziałam jednak jak powierzyć swe życie Panu. Bałam się, że to wiąże się z utratą tego, co mam. Pewnego dnia doznałam olśnienia/ tylko Jezus jest wolnością, Jego plan i to jaka mam być w Jego oczach. 

17 kwietnia 2007r. z pełną  ufnością, spokojem i radością oddałam swe życie Jezusowi. Myślałam, że odtąd będzie idealnie. Dopiero wtedy poczułam, co kryje się pod pojęciem walki duchowej. Rozpoczęła się walka o moją duszę, umieranie starego człowieka. Czułam się podle fizycznie i psychicznie. Nie mogłam jeść ani spać / przez pierwsze 2 tygodnie / . W ciągu 3 tygodni od podjęcia tej decyzji nastąpiły radykalne zmiany w moim życiu. Pierwszą z nich to zaniknięcie myśli  samobójczych. Pomimo potwornego lęku, smutku i rozdwojenia, chciałam żyć. Wiedziałam że muszę to przetrwać, że nie ma odwrotu. Po tygodniu Pan Jezus uwolnił mnie od tego stanu, po modlitwie o uwolnienie. Zachodziły inne zmiany, zyskałam świadomość tego, jak dotąd żyłam. Z porażającą jaskrawością zobaczyłam całe zło, które we mnie tkwiło. Wszystkie fałszywe wyobrażenia o sobie runęły w ciągu kilku minut jednego poranka. Przestałam przeklinać, stało się tak, jakby zasób słów tego rodzaju został skasowany z mojej głowy. 

Całkowicie zniknęła nie pohamowana agresja i niekontrolowane wybuchy gniewu wymierzone w najbliższych i nie tylko. Zaniknęły myśli bardzo nasycone przemocą. Pan Jezus odebrał nienawiść, co spowodowało natychmiastową  poprawę w rodzinie. Nie odczuwam potrzeby krytykowania i obmawiania innych, W zamian za to pojawiła się większa cierpliwość, nieco większa otwartość  w stosunku do ludzi. Ulotniła się zazdrość nie myślę już, że inni mają lepsze i szczęśliwsze życie. Nie chcę już kopiować życia innych, zniknął nałóg  jedzenia słodyczy oraz nałóg oglądania telewizji całymi dniami i nocami. Powrócił normalny apetyt, w tym także na mięso, które jem normalnie po raz 
pierwszy od 10 lat i zniknęła chęć robienia ludziom na złość, ranienia ich. Odeszły ode mnie nocne koszmary, które nękały mnie od dzieciństwa. 

Przestały pojawiać się uporczywe migreny, szczękościski. Każdego dnia odkrywam, jak wiele jeszcze muszę złożyć pod krzyżem. Ale karmię się słowami  mojego Pana Jezusa, że wszystko, co mi daje Ojciec przyjdzie do mnie, a tego, który do mnie przychodzi z pewnością nie odrzucę, Ew. Jana 6,37

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz